Kobiety... To one spowodowały, że szkoła nagle stała się przyjaznym i ulubionym dla mnie miejscem. Właściwie użycie liczby mnogiej nie jest tu adekwatne, gdyż spowodowała to jedna, ta jedyna, wtedy... Ja tego okresu za bardzo nie pamiętam, ale opowieści rodzinne aż nadto wystarczają by o tym wspominać. Więc gdy Ona w szkole była, to mogłem tam siedzieć godzinami, wpatrując się w Nią bez opamiętania, marząc o czymś o czym wtedy nie miałem zielonego pojęcia. Natomiast gdy niestety Jej z jakichś przyczyn nie było, sytuacja powracała do normy - znów nawiewałem i trzeba było mnie szukać. Heh.. Jak już to wcześniej zaznaczyłem: od małego byłem porąbanym indywiduum ze swoim odrębnym światem. I tak już mi zostało.
Zdjęcie akurat przedstawia mnie razem z siostrą cioteczną na jednym z wielu wypadów do rodzinki na wieś, ale w przepastnym rodzinnym archiwum nie znalazłem innego, lepiej oddającego powagę opisanej sytuacji.