Od małego chłonąłem wiedzę jak gąbka. Czytać i pisać nauczyłem się dużo przez zerówką. Po prostu lubiłem to robić, lubiłem rozkładać w pokoju rodziców tablicę i bazgrać po niej krzywe kreseczki - które z czasem nabierały postać solidnych liter. Ale jednak wbrew tym pozorom, gdy przyszło pomaszerować dziarsko ku obliczu publicznej edukacji, szkoła okazała się dla mnie bardzo dużym wyzwaniem. Nie potrafię sobie tego teraz racjonalnie wytłumaczyć, ale początkowo każde moje wyjście do szkoły czy też zerówki okupione było lawiną płaczu, foch i ucieczek w bezpieczne miejsce - pod stół. A gdy już tam się znalazłem, trzeba było mnie solidnie przypilnować abym znów nie nawiał. Nie wiem czemu, ale przerażała mnie ta koszmarna instytucja.
Ten okres zbuntowania trwał dość długo, ale skuteczne rozwiązanie znalazło się nagle. O tym będę się rozpisywał kawałek dalej.