Zapomniałem o jeszcze jednym z moich ulubionych zajęć - jakże ważnym i istotnym dla kieszeni moich rodziców. Było to majsterkowanie, a raczej majstrowanie. Jeśli coś dało się rozebrać na składniki pierwsze niewątpliwie to uczyniłem. Jeśli coś się nie dało rozebrać - znalazłem sposób by jednak tego dokonać. Jeśli coś miało przyciski, włącznik, inne ruchome części, to moim ulubionym zajęciem było notoryczne zmienianie pozycji tychże, kręcenie, naciskanie, gryzienie, kopanie... Nie muszę chyba nikomu udowadniać, że gro przedmiotów które wpadły w moje ręce kończyła w nich żywot. Zazwyczaj nie dało się ich później złożyć.
Najgorszy żywot miały zabawki, które po kilku dniach użytkowania stawały się czymś zupełnie innym, niż było to w zamierzeniu ich projektantów. Czymś zaskakująco innym. Adam Słodowy byłby ze mnie dumny.