Jak każdy nastolatek próbowałem uparcie naśladować swoich idoli we wszystkim, a w szczególności próbowałem posiąść umiejętności obsługi używanych przez nich instrumentów. Z początku "udawałem" grę przy pomocy różnych dziwnych przedmiotów typu kij od szczotki, ale to mi zupełnie nie wystarczało. Naturalną koleją rzeczy był zakup przeze mnie "pudła". Teraz każdą wolna chwile spędzałem nad wymarzonym instrumentem i mozolnie ćwiczyłem utwory moich guru. Byłem na tyle zapalonym gitarzystą, że kiedyś jedna z moich byłych współtowarzyszek życia skwitowała mnie słowami: "chyba bardziej kochałeś ją (gitarę) ode mnie". Coś w tym było.
Swoją drogą po kilku latach prób całkiem nieźle sobie dawałem rade jako akompaniator ogniskowo - biesiadny.